EN

11.05.1996 Wersja do druku

Don Juan

Rozpływali się w komplementach krytycy z prasy codziennej, jakby chcąc Jerzemu Grzegorzewskiemu (Teatr Studio - Warszawa) wynagrodzić nader obcesową krytykę krakowskich "Dziadów". Tymczasem o ile w "Dziadach" wielki reżyser podjął odważną i szczerą aż do bólu próbę przełożenia Mickiewiczowskiego arcydzieła na współczesne bóle -próbę nie zakończoną sukcesem, mimo to zasługującą na szacunek - o tyle w "Don Juanie" cała teatralna machina, ciężka, ogromna i nieruchawa, nie bardzo wiadomo czemu ma służyć. Konstatacja, że "Don Juan" nie jest dziełem moralizatorskim i nie o cnocie w nim się mówi, a o porządku świata, doprawdy nie jest dziś odkryciem. Spektakl idzie wolno, ospale, bez wewnętrznego pulsu. Jerzy Radziwiłowicz stąpa po scenie krokami pawia, nadęty i odpychający; widzowi nie chce się wczuwać w jego rozterki; Jan Peszek gra Sganarela tragicznego, niejako przeżywającego za Don Juana jego wyzwanie rzucone pustemu niebu - ale po co,

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Polityka" nr 19

Autor:

J.S. [Jacek Sieradzki]

Data:

11.05.1996

Realizacje repertuarowe