EN

1.02.1997 Wersja do druku

Kowal to facet

Tadeusz Słobodzianek napisał "Kowala Malambo" jak katarynkę. Szczególny to jednak rodzaj grającego pudła: bo dźwięki wędrują spiralnie przez niebo, piekło i ziemię.

W Teatrze Polskim w spektaklu Pawła Łysaka katarynka bardzo się zacina. Panom na widowni mniej to ponoć przeszkadza niż paniom. Jest fabułka Był sobie Kowal: prosty, lubiący różne drobne przyjemności, ceniący swoją wolność, szczery i uczciwy. Któregoś dnia przyszli do niego Jezus i święty Piotr, żeby podkuć osiołka. Kowal wykonał swoją pracę, niebiańscy goście nie mieli jednak forsy, żeby zapłacić za pomoc. Kowal mógł więc wyrazić trzy swoje życzenia. Nie poprosił o raj. O istnieniu Kowala dowiedziały się też diabły. Przyszły szybko z klasyczną propozycją: młodość za duszę. Kowal podpisał cyrograf, bawił się i używał w knajpach trzykrotnie. Dzięki sprytowi i trzem życzeniom przechytrzył bowiem moce piekielne. W rezultacie nie chcą go ani w niebie, ani w piekle. I Kowal na ziemi tańczy swoje ulubione malambo. Ono - w połączeniu z kartami, winem i kobietą - staje się wartością najważniejszą. Jest konwencja

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

"Gazeta Wyborcza: Wielkopolska" nr 27

Autor:

Ewa Obrębowska-Piasecka

Data:

01.02.1997

Realizacje repertuarowe