Tak dalej być nie mogło. Już nie szło wytrzymać. W końcu czara potwornego dylematu narodowego musiała się przelać. Dlatego wielceśmy radzi, że artysta reżyserii Paweł Miśkiewicz okazał się artystą tak dalece czułym na palące problemy naszego narodu, że na deskach Starego Teatru wystawił "Przebudzenie wiosny" Franka Wedekinda, dotykając tym samym wściekle palącej kwestii bociana. Wstydliwy problem narastał w Polsce od lat. Czy nauczać dzieci, że dzieci przynosi bocian, czy też nauczać, że dzieci nie bocian przynosi? A jeśli nie bocian, to jaki ptak mianowicie? Czyżby to był czyżyk? Na te wstrząsające pytania Miśkiewicz odpowiada heroicznie i z bezkompromisowością godną jedynie największych seksuologów o ornitologicznej orientacji. Powiada, by lepiej nauczać, że nie bocian, bo gdy będziemy utrzymywać, że bocian, to młodzież nasza gotowa skończyć jak młodzież u Wedekinda, czyli nie najlepiej. Słowem - Miśkie
Tytuł oryginalny
Wiosenne przebudzenie żab
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Polski nr 34