Napęczniałe wiosennymi sokami drzewo - motyw dekoracyjny, który w "Przebudzeniu wiosny" Franka Wedekinda spaja w jedność różne miejsca akcji - w widowisku zaproponowanym przez reżysera Pawła Miśkiewicza okazało się martwe. Przypomina ludzkie krocze z wysuniętymi wprost w niebo nogami. Nieszczęsne drzewo - opasane kajdanami metalowych obręczy, suche, żółte, wyzbyte kory, rozdarte, wypróchniałe od środka - jest dokładnie takie, jak sam spektakl. Pulsowania przyrodzonych sił natury nie ma w nim w ogóle. Zdumiewające... Po każdej premierze Starego Teatru resztce wiernych mu widzów towarzyszy refleksja, że ów teatr sięgnął wprawdzie dna, ale teraz się od niego odbije, bo już gorzej być nie może. Wkrótce jednak okazuje się, że jest gorzej. Jeszcze jak!... To zresztą jedyny powód, dla którego można zadać sobie trud obejrzenia spektaklu "Przebudzenie wiosny" Miśkiewicza. Bo takiego stężenia nieporadności warsztatowych, w
Tytuł oryginalny
Samobój
Źródło:
Materiał nadesłany
Rzeczpospolita nr 33