Polskie teatry muzyczne grają wyłącznie anglosaskie musicale. Dlaczego nie powstał polski musical o blokersach? Co będzie, kiedy po wejściu do Unii Europejskiej skończy się taryfa ulgowa na licencje?
Czarny scenariusz wygląda tak: w sezonie 2005/06 schodzą z afisza ostatnie zachodnie musicale: "Chicago", "Koty" i "Hair". Nowych nie będzie; producenci z Londynu i Nowego Jorku po wejściu Polski do UE żądają maksymalnych stawek za licencje, takich, jakie płacą teatry we Francji i Niemczech. A naszych teatrów na to nie stać. Dyrektorzy gorączkowo szukają polskich tytułów, ale prócz nieśmiertelnego "Sztukmistrza z Lublina" i śpiewogry "Na szkle malowane" nie znajdują nic. Trzeba przeprosić się z operetką. Z magazynów techniczni wyciągają zakurzone wodewilowe schody. Sezon 2006/07 Teatr Muzyczny "Roma" otworzy wznowieniem "Zemsty nietoperza", a z trudem zebrany przez dyrektora Wojciecha Kępczyńskiego zespół aktorów musicalowych rozjedzie się po Europie w poszukiwaniu pracy. Współczesny polski musical nie istnieje - twierdzą zgodnie dyrektorzy scen muzycznych. Tytuły utworów, które pojawiły się po 1989 r., można policzyć na palcach jednej ręki. T