EN

12.07.2012 Wersja do druku

Istnienie ze stygmatem żałoby

ZOFIA LINDORFÓWNA w połowie lat 50. przeniosła się z Teatru Polskiego do Narodowego, w którym występowała przed wojną. Jej ostatnią rolą była pani Dobrójska w "Ślubach panieńskich" Fredry. Jesień życia aktorki była smutna.

Stefan Martyka był miłością jej życia mężczyznę zastrzelono niemal na jej oczach. Była noc z 8 na 9 września 1951 roku. Zofia Lindorfówna już spała, kiedy nagle obudziła ją gosposia. Goście? O tej porze? Włożyła szlafrok, weszła do salonu. Czekali na nią jacyś mężczyźni. - Proszę, niech pani pozwoli - powiedział jeden. Wepchnęli ją do łazienki, uderzyli czymś w głowę. Straciła przytomność, dlatego nie słyszała strzału. Kiedy ją odzyskała, mąż Stefan Martyka leżał na podłodze w swoim pokoju z zakrwawioną głową. Osierocił siedmioletnią córkę z pierwszego małżeństwa. Zofia Lindorfówna miała wtedy 46 lat. Aktorka przedwojennego Teatru Nowego i Narodowego, do 1939 roku zagrała w 11 filmach (m.in. w "Trędowatej", "Ordynacie Michorowskim" i "Trzech sercach", choć nie były to główne role). Dla niej rozwiódł się sam Józef Węgrzyn Przed wojną była bohaterką skandalu: dla niej, młodziutkiej wówczas aktorki, wielki Józe

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Istnienie ze stygmatem żałoby

Źródło:

Materiał nadesłany

Życie na Gorąco nr 28/12.07

Autor:

KP

Data:

12.07.2012