EN

7.10.2002 Wersja do druku

Dwie białe dziewczynki

Za ostatnim pobytem w Paryżu, nieludzko już przymulony nie­ludzkim uśmieszkiem Giocondy, poszedłem w inną stronę, posze­dłem do ludzi, na plac mistrzow­skich kasztanów, by zobaczyć te­atr, w którym jest toczka w tocz­kę jak w życiu. Pełno tam tego, co brama, to cichy ansambl im. Li­tej Mimesis. Pełno tam tego i na każdej scenie to samo i tak samo, jak u ciebie w minionej epoce sukce­sów. Wykrzykniki - uuu... aj... oj... uulala... Sztuka wytrawnej konwersacji - yes, baby... no, ba­by... come on, baby, light my fire... Mlaskająca Bitwa pod Grun­waldem, tyle że rycerze są bez zbroi. I wszędzie to samo fiasko ilościowe - nawet jeśli na scenie było tylko dwoje rycerzy, to i tak było ich więcej niż ludzi na wi­downi, bo na widowni zawsze byłem tylko ja - frajer z Polski. Tak, frajer naiwny ze mnie był, bo doprawdy skrajnie prosto­dusznym chłopkiem z Galicji trzeba było być, by się szczerze dziwić, czemuż to, ach, czemuż lud paryski doszczętnie

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dwie białe dziewczynki

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik Polski nr 234

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

07.10.2002

Realizacje repertuarowe