Po "Nocy listopadowej", dyskusji z dziedzictwem romantyczno-modernistycznym, druga premiera na Scenie Narodowej podejmuje ważną kwestię stosunku do oświeceniowej tradycji. Pretekst po temu daje autorskie przedstawienie Tadeusza Bradeckiego, reżysera i dramaturga. Wprawdzie autor skromnie podkreśla, że to scenariusz, ale mamy do czynienia z dramatem, opartym na technice kolażu, w którym inscenizowane fragmenty głównego dzieła Potockiego, "Rękopisu znalezionego w Saragossie" (przed kilkoma laty Bradecki adaptował je na scenę Starego Teatru), spotykają się z urywkami innych utworów, m.in. "Don Giovanniego" Mozarta, a wszystko to obramowane tekstem i wizją sceniczną Bradeckiego. Jego zasługą jest ukazanie Potockiego jako człowieka zawieszonego miedzy epoką rozumu i epoką uczucia, rozczarowanego własnym dziełem i życiem. Asumpt po temu daje jego wystudiowana, samobójcza śmierć, zadana sobie srebrną kulą, ułamaną z cukiernicy i pracowicie piłowaną, aby
Źródło:
Materiał nadesłany
"Trybuna" nr 52