EN

3.01.1993 Wersja do druku

...i zgubiony w Krakowie

"Cip, cip, wołała na mnie kura, Kiedym malował stary dach. Królowi angielskiemu hura!, hura!, Mej żonie jest na imię Stach". Zabawne, prawda? Jako tako zrymowane, utrzymane w rytmie i przede wszystkim - lekkie. Na premierze "RĘKOPISU ZNALEZIONEGO W SARAGOSSIE" w Starym Teatrze, gdzieś koło drugiej przerwy, gdy czas już był najwyższy, by zdać sobie sprawę, z czym ma się do czynienia, właśnie te cztery wersy przyszły mi na myśl. Zrozumiałem, że gdyby tak ścisnąć cztero- i pół godzinny spektakl Tadeusza {#os#1006}Bradeckiego{/#}, to bez mała tyle by z niego pozostało - śmiesz­na, czasami bardzo śmieszna zabawa, nie­źle utrzymana w rytmie, w budowie za­chowująca symetrię scen i scen tych zrymowanie. "Rękopis..." w Starym śmiało może sta­nąć obok tego krótkiego dziełka niczym wyrośnięty, nawet mocno wyrośnięty brat. Nie bez kozery zresztą obok tej właśnie, a nie innej, mniej lub bardziej groteskowej rymowanki. Oto w eseju pró­buj

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

...i zgubiony w Krakowie

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Powszechny nr 1

Autor:

Paweł Głowacki

Data:

03.01.1993

Realizacje repertuarowe