TELEWIZYJNA inscenizacja Mickiewiczowskich "Dziadów" pokazana w Dzień Zaduszny przez TVP 1 przyjęta została przez recenzentów więcej niż źle. O przedstawieniu w reżyserii Jana Englerta pisano wyjątkowo dużo, nie szczędząc mu uszczypliwości i przygan. Padało nawet słowo kicz, a Paweł Gruszczyński ("Tygodnik Powszechny") już nadtytułem artykułu przekonywał, że "lepiej zostawić Księgi zamknięte niż otwierać je łomem!". Ten ostry ton i obszerność krytyk zdają się świadczyć, że telewizyjne "Dziady" trafiły w jakąś czułą strunę, wspólną dla tak różnych piór, jak wspomniany Gruszczyński z "TP", Roman Pawłowski z "Gazety Wyborczej" czy Ewa Likowska z "Wiadomości Kulturalnych". Co spowodowało ów zgodny atak? I czy był on aż tak uzasadniony? Zacznę może od tego, że i ja nie uważam "Dziadów" Englerta za spektakl szczególnie udany, za osiągnięcie polskiego teatru. Brak im indywidualnego wyrazistego rysu. Nie są to
Tytuł oryginalny
"Dziady" do bicia?
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Szczeciński nr 224