Dawno nie widziałem takiej klapy. Może prawidłowością stanie się, że sztuki odnoszące sukcesy w Warszawie padają na Broadwayu i odwrotnie? "Śmierć i dziewczyna" Ariela Dorfmana, wystawiona w warszawskim Teatrze Studio, może być na to dowodem. Wiadomo, że nie warto pisać o rzeczach złych, chyba że mamy do czynienia z rzetelnym skandalem i klapą koncertową. Miało być światowo, inteligentnie i oszałamiająco, a powstał spektakl skończenie zły, rozczarowujący, w którym chyba nic nie da się uratować. Sztuka Dorfmana , która odnosi sukcesy na całym świecie, dzieje się w Chile po upadku dyktatury. Mąż głównej bohaterki zostaje członkiem specjalnej komisji mającej rozliczyć zbrodnie junty. Żona - maltretowana niegdyś i więziona - pragnie zemsty i sprawiedliwości w myśl kodeksu Hammurabiego. Przypadkiem w ich domu zjawia się dawny oprawca. Zaczyna się samosąd i konflikt między mężem, którego po naszemu można nazwać zwolennikiem
Tytuł oryginalny
Dobrymi chęciami...
Źródło:
Materiał nadesłany
Tygodnik Powszechny nr 40