EN

7.03.2012 Wersja do druku

Moda jak panna młoda

Mike Urbaniak w artykule "Modny znaczy przegrany" (we "Wprost") zamaszystym ruchem swojego pióra zmiata wszystkich "przeciwników" teatru modnego do jednego wora. Kiszą się w nim wspólnie stęsknieni opowieści z wyznawcami narodowych wartości, zwolennicy medialnej równowagi z purytanami, obrońcami krzyża i dewotkami. Duszno nam w tym towarzystwie, więc wychylamy nieśmiało łebki, by pooddychać świeżym powietrzem modnego teatru - piszą członkowie Towarzystwa Kontrrewolucyjnego.

Zadziwiające, że podczas gdy w powszechnym rozumieniu (pomijając pojedyncze, całkiem racjonalne próby obrony) kategoria mody ma konotacje zdecydowanie pejoratywne, środowisko teatralne tak jednoznacznie czyni z niej komplement. Pożyczymy sobie metodę wora. Wedle opinii, które skrupulatnie zestawił Autor artykułu modne to: nowoczesne, aktualne, świeże i docierające do widza, odważne, dobre artystycznie, potrzebne aktorom i jeszcze kilka określeń w podobnym duchu. Nawet jeśli ktoś - jak sugeruje Autor - wstydzi się bycia modnym, wstydzi się cokolwiek nieśmiało. Bo i czego tu się wstydzić? Przecież nie tego, że inni chcą oglądać i nagradzać nasz teatr, przecież nie aprobaty i rozgłosu. Otóż problem jest gdzie indziej, problem w tym, że ten wstyd-niewstyd bardziej skomplikowane ma podłoże. Trochę się nie wstydząc, pytani nie wstydzą się tej strony mody, która kojarzy się z sukcesem, zaradnością i dopasowaniem do rynku (co w rzeczywistości tea

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał własny

Materiał własny

Autor:

Towarzystwo Kontrrewolucyjne

Data:

07.03.2012

Wątki tematyczne