"Opera kontra operetka" - trochę konfrontacyjnie wyglądał ów tytuł koncertu zaprezentowanego w czwartek w Domu Kultury LSM. I choć Henryk Ryszard Żuchowski-Zarewicz - autor scenariusza, a zarazem współprowadzący (z Jerzym Turowiczem) - zapewniał, iż zamiarem nie było przeciwstawianie sobie obydwu gatunków, lecz przeciwnie - przekonanie miłośników lekkiej muzy do repertuaru poważniejszego i vice versa, to konfrontacja taka niejako sama przez się jednak się dokonała. A górą była opera - pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.
Przyznaję, że było to dla mnie pewnym zaskoczeniem. Osoba Żuchowskiego-Zarewicza bowiem jednoznacznie kojarzy się z operetką; wyreżyserował ich dziesiątki, a ról w nich zagrał jeszcze więcej. Można było się zatem spodziewać, że choćby mimowolnie będzie trochę faworyzował lekką muzę. I w pewnym sensie tak było. Do operetkowej części wieczoru wybrane zostały rzeczywiście największe przeboje, które wręcz można nazwać obowiązkowymi punktami każdego estradowego koncertu. Takich powszechnie znanych hitów nie zabrakło oczywiście również w "segmencie" operowym, ale tu znalazły się także arie wykonywane znacznie rzadziej, z pewnością nie osłuchane do przesytu. I oto okazało się, iż właśnie te mniej popularne utwory były najlepszymi w programie koncertu. Mam wrażenie, że wpływ na taki rezultat owej konfrontacji miało to, iż dla większości wykonawców gatunkiem bliższym jest jednak opera. Nawet jeśli nie występują na co dzie