EN

2.02.2012 Wersja do druku

Ja mogę mówić

- Może istotniejszym walorem teatru od intelektualnego spotkania jest jego energia i emocje, które budzi. Bliskie jest mi myślenie Petera Brooka, który dzielił teatr na żywy i martwy - mówi KRZYSZTOF GARBACZEWSKI, reżyser, laureat Paszportu "Polityki" w dziedzinie teatru.

Aneta Kyzioł: - Od początku myślał pan o teatrze jako rodzaju instalacji multimedialnej, łączącej elementy teatru, sztuk wizualnych, performance i koncertu? Krzysztof Garbaczewski: - Studiowałem filozofię i zastanawiałem się, czy zdawać do szkoły teatralnej czy filmowej. Zorganizowałem ekipę i nakręciliśmy film. Był bardzo zły (śmiech), ale nie o to chodzi. Oglądając go miałem wrażenie, że jego język jest bliższy teatrowi niż filmowi, i ostatecznie wybrałem krakowską PWST. Jednak moje podejście do teatru na początku było dość klasyczne. Po "Opętanych" według Gombrowicza miałem poczucie, że potrafię inscenizować klasycznie, że mam już wytrych do robienia teatru, sprawną maszynkę do otwierania kolejnych tekstów. Zacząłem brać na warsztat rzeczy teoretycznie niemożliwe do wystawienia, jak "Tybetańska księga umarłych", albo trudne, jak "Biesy", "Odyseja" czy trylogia George'a Lucasa, niejako przeciwko samemu sobie, żeby z sobą powalc

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Ja mogę mówić

Źródło:

Materiał nadesłany

Polityka nr 5/01-07.02.

Autor:

Aneta Kyzioł

Data:

02.02.2012