EN

6.06.2005 Wersja do druku

Zielonogórska scena umiera

Jak w soczewce widać w Lubuskim Teatrze to, co najgorsze w tzw. teatrze repertuarowym. Na pierwszy plan wysuwają się układy i znajomości. Znani aktorzy - Zdzisław Wardejn, Anna Seniuk i Jerzy Bończak - najpierw grają główne role w spektaklach, by w następnym sezonie brać zlecenia na reżyserię. I nie liczy się, że choć jako aktorzy mają sporo do powiedzenia, to w reżyserii nie stać ich na nic ponad poprawność.

Zielonogórski teatr przemknął przez sezon niezauważenie. Na poważne premiery zapraszał zaledwie dwukrotnie. O pozostałych dwóch przypadkach, z własnymi produkcjami parakabaretowymi, nawet nie warto wspominać. Fakty są przygnębiające. Teatr z 2,5 mln zł budżetu był w stanie pokazać w całym sezonie tylko ograny wszędzie "Ożenek" i komedię "Łgarz" [na zdjęciu] Goldoniego, którego w zasadzie oprócz amatorskich scenek szkolnych nikt dziś nie wystawia. O ile nasza scena nigdy nie była w czołówce, to ostatnim sezonem potwierdziła, że jej miejsce jest w ogonie polskich teatrów. Smutno się robi ma myśl, że zielonogórska scena umiera. Jej głos w polskim teatrze, który łapie drugi oddech, nie jest słyszalny, bo nawet nie stara się zabierać. Jak w soczewce widać u nas to, co najgorsze w tzw. teatrze repertuarowym. Na pierwszy plan wysuwają się układy i znajomości. Znani aktorzy - Zdzisław Wardejn, Anna Seniuk i Jerzy Bończak - najpierw grają gł

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Dyrektor kazał przełożyć premierę

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Zielona Góra nr 129

Autor:

Artur Łukasiewicz

Data:

06.06.2005