- Byłem pewny siebie, dla niektórych nawet arogancki. Wiedziałem, ze osiągnę wszystko albo nic. Wśród śpiewaków istnieje taka opinia, że jeżeli do trzydziestego roku życia nie "złapiesz" dobrych kontraktów, to szkoda zajmować się tym zawodem - mówi MARIUSZ KWIECIEŃ, gwiazda Metropolitan Opera w Nowym Jorku i najseksowniejszy baryton świata
Pamięta Pan pierwszą owację publiczności? - Było to wiele lat temu w Filharmonii Krakowskiej. Jako student I roku Akademii Muzycznej wystąpiłem z Chórem Organum, śpiewając solo w pieśni "Orlątko", opowiadającej o chłopcu, który zginął, jako orlę lwowskie, broniąc swojego miasta. Dostałem tak ogromną owację, że byłem aż zawstydzony. Na widowni siedział mocno starszy pan, uczestnik tych walk. Wręczyłem mu moje kwiaty. Jego łez w oczach nie zapomnę do końca życia. Poczułem wtedy po raz pierwszy siłę i magię publiczności. Poczuł Pan, że lubi być oklaskiwany? - Że dla tej chwili warto żyć. Wierzył Pan w sukces? - Tak. Byłem pewny siebie, dla niektórych nawet arogancki. Wiedziałem, że osiągnę wszystko albo nic. Wśród śpiewaków istnieje taka opinia, że jeżeli do trzydziestego roku życia nie "złapiesz" dobrych kontraktów, to szkoda zajmować się tym zawodem. Wziąłem to sobie bardzo do serca i dziś, nie mając jeszcze czter