EN

14.05.2005 Wersja do druku

Szpot w Spatifie

Klub Aktora pod rządami Władysława Sidorowskiego stał się swoistą Ziemiańską PRL. Schodziła się tutaj cała śmietanka aktorów, pisarzy, malarzy, reżyserów, filmowców, chętnie odwiedzali lokal dostojnicy partyjni i rządowi różnego szczebla - pisze Marek Nowakowski.

Bez Władysława Sidorowskiego nie byłoby Klubu Aktora. Oddał się prowadzeniu restauracji SPATiF bez reszty. Stała się ona całym jego życiem. Nawet stare obrazy w złoconych ramach z jego własnej kolekcji wisiały na ścianach klubu. Był restauratorem z powołania i już przed wojną prowadził knajpę, do której przychodzili aktorzy. Jaracz bywał u niego gościem i Władek nazywał go Majstrem. Chodzili razem po szynkach Powiśla. Klub Aktora pod jego rządami stał się swoistą Ziemiańską PRL. Schodziła się tutaj cała śmietanka aktorów, pisarzy, malarzy, reżyserów, filmowców, chętnie odwiedzali lokal dostojnicy partyjni i rządowi różnego szczebla. Rzecz oczywista, musieli też bywać tajni informatorzy, przysłuchiwali się, o czym paple bohema, zapewne z ich donosów sporządzano analizy nastrojów. Szpota do Spatifu nie wpuszczano. Nie należał do żadnego związku twórców. Nie wydał drukiem żadnej książki. Był nikim. Toteż szatniarze w klubie

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Szpot w Spatifie

Źródło:

Materiał nadesłany

Rzeczpospolita nr 112 - dodatek Plus Minus

Autor:

Marek Nowakowski

Data:

14.05.2005