Kinomani (prowincjonalni!) określają go: "Arthur Miller, mąż znakomitej artystki filmowej Marilyn Monroe". Natomiast ludzie, jako tako orientujący się we współczesnej literaturze, mówią odwrotnie "Marilyn Monroe, żona znakomitego pisarza Arthura Millera". Jasne, że definicja tych ostatnich jest słuszniejsza, nie ma bowiem żadnej proporcji między wielkością obu tych indywidualności. Marilyn Monroe to tylko przelotna gwiazda na firmamencie amerykańskiego filmu, natomiast Arthur Miller (ur. w roku 1915), zdobył już na stałe miejsce w literaturze światowej. Ostatnio coraz głośniej o nim również i w Polsce. M. in. wielki sukces zdobył w Warszawie "Proces w Salem", a łódzki Teatr Nowy wystąpił z prapremierą jego świetnej sztuki "Śmierć komiwojażera". Na kanwie tej ostatniej sztuki wykazuje autor jak i o ile osobiste szczęście człowieka uzależnione jest od warunków stworzonych przez społeczeństwo. "Śmierć komiwojażera" to sceniczna opowieść o
Tytuł oryginalny
W Teatrze Nowym "Śmierć komiwojażera"
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Łódzki nr 35