Umiera komiwojażer - szary, przeciętny agent handlowy, przemierzający nieustannie ogromne połacie współczesnej Ameryki w pogoni za groszowym zarobkiem. Niczego w życiu nie dokonał, nawet własnym synom zadał klęskę. Umiera świat jego złudzeń, sztucznych euforii, taniego optymizmu. Nie ulega wątpliwości, że "Śmierć komiwojażera" pozostanie utworem otwartym dla przeróżnych interpretacji. Gdyby świetny dramat Millera wystawić na polskiej scenie lat temu - powiedzmy - osiem, otrzymalibyśmy zapewne demaskatorski wykład o wilczych prawach kapitalizmu. Otrzymalibyśmy ostrą polemikę z mitami typu dominikowskiego "z gazeciarza milionerem". Bo przecież temat "Śmierci komiwojażera" wyrasta z uporczywego nawyku myślowego amerykańskiej społeczności - z dążenia do nieustannego przekraczania standardu życiowego, z tej powszechnej obsesji wszystkich klas - "jak się wybić?" Ten pęd do kariery za wszelka cenę, dążenie przerażające, gdy się staje celem sam
Tytuł oryginalny
"Śmierć komiwojażera" w Teatrze Nowym
Źródło:
Materiał nadesłany