EN

18.09.2003 Wersja do druku

Trudna irlandzka sztuka nasiąkania

Jestem pod wrażeniem dojrzałej gry Jerzego Kaczmarowskiego, ale jego sweter nie nasiąkł irlandzką mżawką

Meliniarskie wnętrze domu w zapomnianym przez Boga prowincjonalnym irlandzkim miasteczku - tak wygląda niewielka scena w klubie akademickim "Kotłownia", w którym "Czaszkę z Connemara" Martina McDonagha wystawił zielonogórski teatr. Ciemno, ponuro. Z głośników sączy się deszcz. Mick pędzi bimber (na szklaneczkę wpada co najwyżej Mary), dorabia ekshumacjami na cmentarzu parafialnym. Są jeszcze: Martin, mało rozwinięty, miejscowy chuligan ze szkoły (na lekcji biologii ugotował szczura) i policjant Thomas, taki, co marzy o karierze detektywa Columbo. Pospolici mieszkańcy, niemrawa codzienność. Taka Irlandia to dla Martina McDonagha przede wszystkim sposób mówienia. Dlatego choćby porównuje się go do Antoniego Czechowa. Bohaterowie klną, kłócą się, szydzą, a jak trzeba, tłuką się po gębach. Drobiazgowo przedstawiane przez dramaturga życie biegnie wedle określonego rytmu. Ma swoją deszczową melodię - czym zachwycają się krytycy. Aktor u McDonagha

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Trudna irlandzka sztuka nasiąkania

Źródło:

Materiał nadesłany

Gazeta Wyborcza - Zielona Góra nr 218

Autor:

Artur Łukasiewicz

Data:

18.09.2003

Realizacje repertuarowe