PRÓBY przypomnienia sobie o Wyspiańskim, który przed pół wiekiem zrewolucjonizował teatr nie tylko polski, pierwszy wprowadzając na deski sceniczne ówczesny twórczy prąd - secesję, dając dziś różne efekty, nie zawsze zadowalające. Pół wieku dystansu to za dużo, aby nie zwiędły niektóre liście, nie uschły gałęzie zielonego niegdyś drzewa. Jednocześnie to za mało, aby mieć stosunek historyczny, jak do tradycji z dawna ugruntowanej i nienaruszalnej, powiedzmy do Kochanowskiego, pisarzy doby Oświecenia, Wielkich Romantyków. Krytyczna myśl sprzeciwu łatwo dochodzi do głosu, jako że każde następne pokolenie, będąc kontynuacją bywa także zaprzeczeniem czasów poprzedzających. Dopiero względem dalszej przeszłości buntowniczość traci podstawy, sens i rumieńce. Dlatego "wskrzeszanie" tradycji sprzed kilkuset, albo tylko sprzed setki lat, jest łatwiejsze niż sprzed pół wieku. I dlatego w naszym czasie Wyspiański stał się jednym z najtrudn
Tytuł oryginalny
Akropolis
Źródło:
Materiał nadesłany
Kurier Polski nr 299