FRANK WEDEKIND. Co to nazwiska mówi dzisiaj przeciętnemu widzowi naszych teatrów, a nawet tzw. bywalcom - czyli tym ludziom, którzy dość systematycznie śledzą premiery sceniczne od dziesięciu, dwudziestu i trzydziestu lat? Oczywiście, wyłączywszy spośród jego grona filologów polskich i niemieckich oraz bardziej dociekliwych hobbystów, interesujących się historią dramatu. Wedekind nie należy do autorów popularnych w naszym kraju. Jego sztuki są prawie nieznane, bywały zaś i bywają całkiem rzadkim gościem na naszych scenach. Przed wojną, o ile mnie pamięć nie myli, raz jeden widziałem dramat Wedekinda w warszawskim Teatrze Kameralnym, gdy w r. 1933 jako bardzo młody człowiek - wraz z rodzicami przez parę dni przebywałem w stolicy i chyba przypadkowej okazji zawdzięczałem fakt wejścia na widownię tego teatru. Musiał to być istotnie przypadek, ponieważ sztuka "Przebudzenie się wiosny" - choć dotyczyła życia młodzieży - niezbyt dla młodzież
Tytuł oryginalny
Demon (nie z tej) ziemi
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Południowa nr 154