EN

14.06.1969 Wersja do druku

GDZIEŚ W MORDOWARZE

W mieszkaniu jednego ze swych licznych znajomych zjawił się o świcie Witkacy. Nagle, bez zapowiedzenia. W garniturze uszytym z jaskrawo czerwonego materiału. Gospodarz nawet nie mrugnął powieką. Witkacy kręcił się niespokojnie. W pewnej chwili nie wytrzymał: - Jak to? Więc ty niczego nie zauważyłeś? - Nie... Ach, prawda - powalałeś się sadzą. Witkacy zerwał się oburzony. - To są ohydne, warszawistowskie żarty! I znikł tak samo niespodziewanie jak się pojawił. Inscenizator przedstawienia w Ateneum nie zauważył barwy utworu. Nie był to jednak z jego strony kontr-dowcip. "Sonata Belzebuba" zrobiona została na szaro i smutno. Jest to piekło, którego wyposażenie uzgodniono z głównym księgowym. Być może - przesadzam. Jesteśmy jednak rozpuszczeni szeregiem znakomitych inscenizacji Wandy Laskowskiej, prawdziwym festiwalem sztuk Witkacego, jaki przewalił się przez nasze sceny. Być może - zestarzał się sam utwór, rozmijający się z naszymi za

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Autor:

Filip Z. Konopski

Data:

14.06.1969