Wiele się mówi i pisze o znaczeniu, jakie publiczne teatry repertuarowe mają dla rozwijania kultury teatralnej i kształtowania wrażliwości widza. Tu i ówdzie można przeczytać, że są one ostatnią redutą teatru artystycznego - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej - Stołecznej.
To one - niedofinansowane, traktowane po macoszemu, bezpardonowo krytykowane, bronią nas przed zalewem tandetnej rozrywki serwowanej przez sceny prywatne. O tym, jak przebiega ta heroiczna batalia, można było się przekonać w miniony piątek w teatrach miejskich. Komedia (2,2 mln zł dotacji) uderzyła w tandetę prywatnych teatrów utworem pt. "Prezent urodzinowy", który reklamuje się w ten sposób: "Śmiech, chwila oddechu i znowu śmiech. A do tego znakomita obsada, błyskotliwe dialogi i mistrzowska reżyseria". Kwadrat (1,2 mln) zaatakował prywaciarzy spektaklem pt. "Ośle lata", zachwalanym jako "bardzo zabawna komedia, której akcja toczy się w murach szacownego Oksfordu podczas jubileuszowego spotkania absolwentów tej uczelni". Syrena (4,1 mln) rzuciła na front "Akompaniatora", czyli "znakomitą komedię, pełną napięcia i zaskakujących zwrotów akcji". Ateneum (6,5 mln) wykazało się oryginalnością i dla odmiany przywaliło "Kolacją dla głupca", czyli "komedi