Wybór "Zemsty" na inaugurację sezonu w Teatrze Narodowym jest zapowiedzią linii repertuarowej, jakiej należy oczekiwać od tej sceny. Wbrew jej nazwie i funkcji zdarzały się tam ostatnio okresy bez polskich autorów. Wypada więc przyjąć ten "bilet wizytowy" Dejmka jako prognostyk. Zagrane żywo przedstawienie przypomina poetyckie uroki komedii Fredry. Dźwięczne, melodyjne i pełne humoru frazy, brzmiące na ogół czysto, jeszcze raz potwierdzają fakt, że arcydzieło Fredry, wzór niedościgniony scenicznej plastyczności, teatralnego języka i siły komicznej opiera się zwycięsko wszelkim zabiegom inscenizacyjnym i każda interpretacja "Zemsty" potrafi wykrzesać zapał widowni. Wydaje się, że i tym razem oklaski są kierowane przede wszystkim pod adresem autora. Bo "Zemsta" w omalże farsowym ujęciu Ewy Bonackiej bynajmniej nie zaspokaja wysokich wymagań, jakie stawiamy realizacji arcydzieł klasycznych w Teatrze Narodowym. Myślę zarówno o sprawie stylu fredrows
Źródło:
Materiał nadesłany
Nowa Kultura