Yerma, to imię tytułowej bohaterki dramatu Federico Garcia Lorki, wystawionego obecnie w Starym Teatrze. Ale oprócz Yermy, sztuka obfituje w dalszych 18 postaci kobiecych - przy sześciu rolach męskich. Te wyliczenia statystyczne przytaczam celowo. Znakomity poeta, rozstrzelany przez frankistowskich siepaczy na progu wojny domowej, oddającej kraj po bohaterskich walkach ludu hiszpańskiego w niewolę faszyzmowi - najważniejsze swoje dramaty dedykował w jakiś sposób kobietom. Wystarczy wspomnieć "Marianę Pinedę", "Done Rositę", "Dom Bernardy Alba" czy "Czarującą szewcową" - żeby uzyskać poparcie dla tego stwierdzenia. Jednakże "Yerma" - nie tylko z uwagi na swą aktualność premierową - wydaje się wśród reszty utworów scenicznych Lorki, pozycją dość wyjątkową. Jakby spotęgowaniem wszystkich cech kobiecości wokół problemu macierzyństwa, który to problem - im bliżej końca sztuki - przestaje być jedynie synonimem płod
Tytuł oryginalny
Yerma
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Krakowska nr 71