Rzadko zdarzają się spektakle aż tak nierówne: współistnieją tu elementy bardzo dobre i zgoła niedopuszczalne. Mistrzostwo i żenująca nieporadność egzystują pod wspólną etykietą! Nie do wiary. Rzuca się to tym bardziej w oczy, że "Krwawe gody" z założenia (autorskiego i reżyserskiego) są spektaklem integrującym na równych prawach poszczególne elementy dzielą scenicznego: dekoracje, kostiumy, plastykę ruchu, światło, muzykę, wreszcie samą grę aktorską, interpretację postaci. Szwedzki reżyser Vojo {#os#17254}Stankowski{/#} (rodem z Jugosławii) trzeci już raz w Krakowie, po "Pieśni nad pieśniami" i "Cudownej lampie Aladyna", prezentuje swoją wizję teatru, w którym słowo, stosowane zresztą bardzo oszczędnie, nie dominuje i nie stanowi nadrzędnego składnika budującego spektakl. Jest po prostu pretekstem do formowania różnych wizji wywoływania nastrojów, które słowem prowokowane, a następnie odpowiednio stymulowane
Tytuł oryginalny
"Krwawe gody"
Źródło:
Materiał nadesłany
Echo Krakowa nr 18