Na początku lat 90. to był przebój. Coś takiego jak dżinsy piramidy, frytki w McDonald's i "Rambo" na kasecie wideo. O "Metrze" mówili wszyscy. Zdolne dzieciaki w efektownej oprawie z laserów tańczyły i śpiewały o miłości, pieniądzach, karierze. Budziły emocje, rozpalały serca. Nikt wtedy nie myślał, czy widowisko przetrwa 20 lat - pisze Maja Staniszewska w Metrze.
Ale właśnie wraca z urodzinowymi przedstawieniami Pierwszy polski współczesny musical zrobiony za prywatne pieniądze miał premierę 30 stycznia 1991 roku. Wykonawców wyłoniono w castingach, które odbywały się w całym kraju, zdolną młodzież na scenę przygotowywali Janusz Józefowicz, choreograf i reżyser, oraz Janusz Stokłosa, kompozytor. Od tego czasu "Metro" miało już ponad 1600 przestawień w Polsce, pojechało na Broadway, doczekało się wersji rosyjskiej wystawianej w Moskwie. Z okazji 20. urodzin od piątku do wtorku "Metro" znów zagości na deskach Teatru Dramatycznego. A 30 stycznia na przedstawieniu numer 1605 spotkają się artyści z pierwszej obsady. Kultowy musical wydał wiele gwiazd, ale zmieniał też życie swoich widzów. Niektórych przewracało do góry nogami, innym dawało lekki impuls. Oto trzy takie historie. Zobaczyłam i wiedziałam: muszę tu zatańczyć Katarzyna Gaweł-Stańkowska, specjalistka marketingu Miała 15 lat, kied