- Akcja w operze, podobnie jak w dramacie, toczy się wartko. Wszystko rozgrywa się w formie dialogu, są tylko dwie wielkie arie George Sand i dwie Chopina - kompozytorka MARTA PTASZYŃSKA przed premierą swojej opery w łódzkim Teatrze Wielkim.
Co Panią zafascynowało w dramacie Janusza Krasińskiego "Kochankowie z klasztoru Valdemosa", że postanowiła Pani napisać do tego tekstu operę? - Muzyczność tekstu. Czytając dramat wręcz usłyszałam muzykę, ona jakby drzemała pod słowami, tylko trzeba było ją wyprowadzić na wierzch. Poza tym epizod z życia Chopina, pokazany w dramacie, czyli czas, gdy przebywał na Majorce jest fascynujący, w swej dźwiękowości, odmiennej od chopinowskiej. Zderzenie różnych światów: żywiołowości hiszpańskiej z klimatem sztuki Chopina, daje nieprawdopodobne możliwości kompozytorskie. - Czyli muzyka wyznaczy miejsce akcji opery? - Absolutnie. Studiowałam zbiór muzyki ludowej Majorki i Katalonii. Okazało się, że ta muzyka jest fascynująca. W listach do Juliana Fontany Chopin stwierdza, że muzyka hiszpańska jest piękna, że niemal całą noc grają wkoło na gitarach. Widać Chopin, tak samo jak ja, był zafascynowany hiszpańszczyzną. - "Kochankowie