Reżyser postawił na zabawę, która pysznie wypadła. Aktorzy cały czas byli w tanecznym transie, śpiewali,klaskali, wirowały falbany, nad którymi napracowały się panie krawcowe. Publiczności ów wodewilowaty spektakl spodobał się.
Chyba pod koniec lat 50. nastała taka moda w teatrze, że co popularniejsze sztuki dramatyczne zaczęto umuzyczniać. Przerobiono nawet Fredrę na piosenki, uważając widocznie, że takiej "chały", czyli Fredry widownia już nie trawi. W gruncie rzeczy była to przemycana z Zachodu moda musicalowa, która skrzywdziła wiele poważnych utworów. Teraz mamy muzyki rozrywkowej po uszy, jej jazgot jest całodobowy, przynajmniej więc teatry dramatyczne powinny bronić swej odrębności, dochowując wierności słowu. Ale gdzie tam... W Sosnowcu wystawiono właśnie "Czarującą szewcową" Federica Garcii Lorki, rzecz arcypoetycką. Mając w pamięci fascynujące przedstawienie Tadeusza Kantora w Teatrze Śląskim, jechałam na tę premierę autentycznie ciekawa, jak po blisko pięćdziesięciu latach "robi się" taki utwór i jak jego bajkowość wyglądać będzie w zderzeniu z naszą przyspieszoną, codziennością. Lorca był poetą Andaluzji, Cyganów i księżyca. W jego sztukac