"Zmierzch bogów" w reż. Mai Kleczewskiej w Teatrze im. Kochanowskiego w Opolu. Pisze Jacek Wakar w Przekroju.
"Zmierzch bogów", czyli jak Kleczewska z wysokiego konia spadała. Teatr Kochanowskiego w Opolu dysponuje największą sceną w kraju, co dla wielu pracujących tam reżyserów stanowi nie lada problem. Jednak Maja Kleczewska od pierwszych chwil "Zmierzchu bogów" stawia na ogrom. Tak inscenizacji, jak myśli. W pierwszej sekwencji uroczystości na cześć starego Joachima von Essenbecka (Andrzej Jakubczyk) wprawia w ruch obrotówkę. Przy stole zasiadają członkowie familii wyglądający jak ród Corleone. Szczękają sztućce, mienią się w świetle bogate suknie pań, można docenić nieskazitelną czerń garniturów panów. Stół się kręci, postaci wirują, jakby w świecie, w którym jedyną normą jest brak norm, zabrakło jakichkolwiek punktów stałych. Nad sceną zawieszono ogromny żyrandol niczym znak potęgi Essenbecków. Pod nim zaś tylko grzech i zbrodnia - tak oczywiste, że aż niezauważalne. Kleczewska znów podejmuje wielki temat swego teatru - zło. Rozl