Niemal wszystkie przedstawienia ADAMA HANUSZKIEWICZA jeszcze przed premierą budzą żywe emocje. I co zabawne: ulegają emocjom nie tylko ci, którzy lubią teatr Hanuszkiewicza i doceniają jego wartości, lecz także liczni adwersarze. Jak wiadomo, stołeczna publiczność teatralna dzieli się na dwa obozy - za i przeciw Hanuszkiewiczowi. Tertium (czyli obojętność) non datur. Przed premierą "Wesela" atmosferę ekscytacji podbijało jeszcze i to, że z Narodowego przenikały plotki o tym, jak to Hanuszkiewicz zmaga się ze spektaklem zmieniając jego wewnętrzną architektonikę nieomal z próby na próbę. Jakby nagle utracił pewność ręki; tę pewność, którą niechętni tak bardzo mają mu za złe. Zresztą spektakl klarował się jeszcze jakiś czas i po premierze. Odnotowuję to, bowiem wydaje mi się tyle znamienne, co przeczące obiegowym sądom o łatwości, z jaką Hanuszkiewicz pracuje. Po premierze przez kilka dni nie mówiło się o niczym innym tylko o "Wesel
Tytuł oryginalny
Wesele
Źródło:
Materiał nadesłany
Zwierciadło nr 6