W rozmowie z reżyserem, zawartej w teatralnym programie do "Tumora Mózgowicza", pytają Jana Nowarę, czy Witkacy byłby zadowolony z jego przedstawienia. Od odpowiedzi - zresztą słusznie nieskromnie twierdzącej - ważniejsze jest samo pytanie. Świadczy ono, że sztuki Witkiewicza wciąż wystawiają na ciężką próbę zarówno ludzi teatru, jak i jego bywalców.
Chyba żaden reżyser nie zastanawia się, czy z jego przedstawienia byłby zadowolony Mickiewicz albo Wyspiański. Często można odnieść wręcz wrażenie, że Iksiński "robiący" wieszcza jest od tego wieszcza znacznie ważniejszy i tamtego ewentualna dez- lub aprobata, jest artyście kompletnie obojętna. Co innego z Witkacym. "Duch Witkacego" to bestia bardziej nieuchwytna i złośliwsza od "ducha" innych dramaturgów, a przez to prowokująca reżyserów do tym zacieklejszego usiłowania jego uchwycenia. Jak to zrobił Jan Nowara? Przede wszystkim z wielką rzetelnością i znajomością całego dzieła Witkiewicza. Bez tego niemożliwe byłoby przekonanie, jakie po obejrzeniu "Tumora" powstaje, że Witkacy dokładnie tak to napisał, jak słyszymy ze sceny, z tymi wszystkimi piosenkami, tak brzmiącymi i dokładnie w tych miejscach się znajdującymi, gdzie reżyser postanowił je umieścić. A przecież wiemy, że tych dwadzieścia "piosenek" rozsianych jest po całym i to