Adaptacja Andrzeja Pawłowskiego, puentowana licznymi songami Wojciecha Młynarskiego i Jerzego Derfla, niewiele zostawia filozoficznego namysłu Denisa Diderota, skupiając się na pikantnych erotycznych anegdotkach jakby rodem z "Dekamerona."
Nie miało to przedstawienie szczęścia do produkcji: zmienił się reżyser, w nieskończoność przekładano premierę, Andrzej Pawłowski wyznał, że spektakle muzyczne nie są jego najmocniejszą stroną. A jednak widać było zapisane w górze, że się uda. Entuzjazm panował, jak po wygranym meczu. "Kubuś Fatalista" Denisa Diderota to błyskotliwa rozprawka filozoficzna okraszona dialogami i opowieściami. Jej kanwą jest podróż bez celu, urozmaicona narracją Kubusia na temat jego amorów i popisem całkowitego determinizmu wobec wydarzeń w planie ziemskim, gdyż "wszystko, co nas spotyka na świecie dobrego i złego, zapisane jest w górze". Adaptacja Pawłowskiego, puentowana songami Młynarskiego i Derfla, niewiele zostawia filozoficznego namysłu Diderota, skupiając się na pikantnych erotycznych anegdotkach, jakby rodem z "Dekamerona" Bocaccia. Od siebie Młynarski dodaje dowcipną, nie nachalną aktualizację i rozmaite aluzje polityczno-obyczajowej natury,