"Szosa Wołokołamska" w reż. Barbary Wysockiej w Teatrze Polskim we Wrocławiu. Pisze Łukasz Drewniak w Przekroju.
Nowego spektaklu Barbary Wysockiej nie da się zrozumieć bez lekcji historii. Czym była radziecka wojna ojczyźniana i na czym polegał moralny i ideologiczny kac NRD? Przygotowując polską prapremierę "Szosy wołokołamskiej", reżyserka nie chciała nic aranżować pod polskiego odbiorcę. Wysocka przygląda się raczej, jak ta niemiecka historia opowiada się u nas. Tytułowa szosa to miejsce, w którym załamało się niemieckie natarcie na Moskwę. Trupy na poboczu jedynej niezbombardowanej drogi, rozbite czołgi, zima 1941 roku. Adaptując fragmenty powieści Aleksandra Beka, Heiner Müller odwoływał się do tego obrazu, by opisać świadomość obywateli NRD. Jego sztuka składa się z pięciu części pisanych bez podziału na role - ni to dialogów, ni to monologów wewnętrznych. Dwa epizody udają migawki wojenne, a potem przenosimy się do wschodnich Niemiec. Zmienia się perspektywa, ofiary machiny przemocy są teraz również po tej drugiej, niemieckiej stronie, bo