EN

1.06.1997 Wersja do druku

Łzy Raniewskiej

Ciągnie nas do Czechowa, jak wilka do lasu. Nie ma w tym nic dziwnego. Wiadomo, że Anton Pawłowicz zawsze przyjmował nie tylko chorych, ale także takich, którym życie się nie układało. Nas przyjmuje pośrednio w swoim teatrze. Powodów do wizyty u doktora Czechowa mamy niemało.

Świat podoba nam się coraz mniej, przestajemy lubić samych siebie i cicho nucąc, "a to wszystko nie tak, nie tak, nie tak" przekonujemy się, że miałkość zawsze bierze górę nad wzniosłością, a nasze życie, jak z Czechowa właśnie: nijakie, nieudane, nieszczęśliwe i tyleż żałosne, co śmieszne. W dodatku sami sobie winni jesteśmy. Nie można na nikogo zwalić odpowiedzialności. Nawet ustrój zmienił się na lepszy i zmusił nas do reinterpretacji Czechowa. Szczęsna Arkadia straciła swoją mocną lokalizację w czasach przedrewolucyjnych. W ogóle wyparowała nie wiadomo dokąd. Okazało się, że prawdziwe szczęście nasze z ustrojami nie ma wiele wspólnego. Może jest tak, jak ktoś kiedyś napisał na murze, że "lepsze jutro było wczoraj". Kto wie? GROBOWIEC WŚRÓD KWITNĄCYCH DRZEW Czechow to ostatnio jeden z najczęściej granych autorów, nie tylko zresztą w Polsce. Ostatnio trafiły się nam dwa "Wiśniowe sady", premiery w odstępie zaledwie tygod

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Łzy Raniewskiej

Źródło:

Materiał nadesłany

Tygodnik Powszechny nr 22

Autor:

Piotr Gruszczyński

Data:

01.06.1997

Realizacje repertuarowe