O wymowie przedstawienia decydowała zawsze jego ostatnia scena. Na warszawskiej premierze "Pierwszego dnia wolności" przed dziesięciu laty, Jan po oddaniu strzałów do Ingi rzuca karabin z pasją o ziemie. W spektaklu telewizyjnym - inaczej: staje na czele grupy kolegów w postawie niemal wyzywającej, jest znowu z nimi solidarny, jest znowu jednym z nich. I tam i tu Jan przegrywa. Tylko ta przegrana, ta z wersji telewizyjnej, jest przegraną zupełną. Dla Jana pierwszy dzień wolności był przede wszystkim pierwszą od pięciu lat możliwością wolnego wyboru - postawy, działania. I to jest przecież główny problem sztuki: pięciu ludzi, jeńców z oflagu, postawionych przed możliwością dokonania wyboru, zamanifestowania swej ludzkiej, humanistycznej postawy. Ale pamiętajmy, kiedy i w jakich okolicznościach. I oto właśnie te okoliczności przekreślają w ostatniej scenie tę szansę Jana i jego kolegów. Znowu decyzja działania została narzucona z zewnątrz. Znowu
Tytuł oryginalny
Pierwszy dzień wolności
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Powszechne Nr 95