"Mistrza Piotra Pathelin" gra się u nas stosunkowo rzadko, a jeszcze rzadziej - z jakim takim powodzeniem. O tym, dlaczego tak się dzieje, właściwie nic pewnego nie wiadomo. Utwór średniowiecznego anonima, ulubiona lektura Rabelais'ego i Moliera, jest wszak nie kwestionowanym arcydziełem swego gatunku. Jakże zasłużenie należy do kanonu dramaturgii europejskiej. Jego przekład, a raczej spolszczenie dokonane przez Adama Polewkę na prośbę przedwojennego Cricotu, liczy sobie bez mała pół stulecia. A zalety teatralne pysznej farsy są chyba ewidentne. Jawną obrazą byłoby posądzenie twórców naszego teatru o ich nieznajomość albo lekceważenie. Pozostaje mniemać, że z jakichś trudnych do sprecyzowania powodów rodzimym reżyserom "Pathelin", cokolwiek by to znaczyło nie odpowiada. Być może, jako zbyt daleki od spraw polskich. Być może - jako nie dość aktualny. Hipoteza taka jest tylko na pozór absurdalna. Należy również podejrzewać, że przypadek Path
Źródło:
Materiał nadesłany
Teatr, nr 22