Teatr musi reagować na rzeczywistość. Tu i teraz - mówi Piotr Chołodziński, reżyser "Sprawców" Thomasa Jonigka.
Leszek Karczewski: Widział Pan "Festen" Thomasa Vinterberga czy teatralną adaptację filmu - "Uroczystość" H7? - Widziałem. - W porównaniu z dramatem Thomasa Jonigka to była bułka z masłem. - W ostatnich latach powstało sporo rzeczy o molestowaniu seksualnym w rodzinie. Przypominam sobie jeszcze tekst Hugo Klausa "Piątek". Ale tam problem pozostaje zawoalowany, natomiast Jonigk konfrontuje z nim widzów w brutalny sposób. - Tu elegancka anegdota, za którą można się skryć, nie istnieje. - Dramaturg podsuwa sceny, których nie łączy relacja przyczynowo-skutkowa. To właściwie kolaż paradokumentalnych wypowiedzi postaci. Jonigk opierał się na relacjach prasowych. Forma tego dramatu odbiega od psychologizmu, do którego przywykliśmy. Najnowsze polskie sztuki - Krzysztofa Bizia, Michała Walczaka, Pawła Sali - wciąż proponują tradycyjne, psychologiczne formy. Tymczasem 36-letni Jonigk myśli wideoklipem. W tekście zawiera ledwie rodzaj sygnałów, do który