Do Teatru Dramatycznego w Legnicy trafiłem, niestety, na szkolną przedpołudniówkę. "Szklanej menażerii''. Nieszczęściem nie było to, że teatr po brzegi wypełniała wyjątkowo skupiona, świetnie odbierająca tekst młodzież licealna, lecz siedząca obok mnie nauczycielka (w dodatku w rudej peruce). Przez cały spektakl zmuszony byłem wysłuchiwać sentymentalnych pochrząkiwań, wylewnych wzruszeń pani profesor przejętej do głębi scenicznym losem upośledzonej dziewczyny. A było się czym wzruszać. Sztuka Tennessee Williamsa ma urok starej, wyciągniętej z babcinego albumu fotografii (babcia koniecznie musi być amerykańska). Opowiada o świecie kruchych jak tytułowa "Szklana menażeria" uczuć, pastelowej grze miłości i nienawiści w maleńkim amerykańskim mieszkaniu, zagubionym wśród wielkomiejskiego hałasu lat trzydziestych. Reżyser, Józef Jasielski, postanowił słusznie dokonać skrótów (nie zawsze wprawdzie logicznych), przez co akcja sztuki nabr
Źródło:
Materiał nadesłany
Słowo Polskie, nr 27