EN

13.03.2007 Wersja do druku

Opętaniec

Jest uzależniony od ruchu. Mówi, że poza sceną nie istnieje. Zanim JAROSŁAW STANIEK trafił do teatru, tańczył na ulicy i został mistrzem breakdance'a. Zrobił operę w Hadze, musical w Zurychu i pierwszy w Polsce hiphopowy musical. Jak ktoś mu mówi, że czegoś nie da się zrobić, to dopiero zaczyna go to kręcić!

Jest w nim jakieś rozedrganie. W sposobie mówienia, gestach, w zmarszczkach pod oczami. Energia. Rytm. Raz, dwa, trzy - obrót w prawo, raz, dwa, trzy - obrót w lewo, raz, dwa, trzy - wyskok. Nie chodzi, tylko podskakuje, nie siedzi, tylko się kręci. Ciągły ruch. - Taniec to część mojej natury. Kiedy tańczę, to trochę tak, jakbym patrzył na siebie z boku. Wprowadzam się w rodzaj transu i nie analizuję tego stanu w racjonalny sposób. Wydaje mi się, że ja nie tańczę, ja się tak wyrażam. To mój sposób komunikowania się ze światem. Dlatego w sztuce chcę, żeby ludzie zamknęli usta, a zaczęli mówić ciałem. Interesuje go wykonywanie gestów, które zmieniają znaczenie. Dlatego bliżej mu do teatru Piny Bausch niż abstrakcyjnego tworzenia ruchu do muzyki. - Poprawianie ubrania może być czynnością estetyczną albo nerwowym gestem. Powtarzane wielokrotnie z dużą ekspresją i urytmizowane, wsparte emocją, staje się już choreografią - tłumaczy Stan

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Opętaniec

Źródło:

Materiał nadesłany

Zwierciadło nr 3

Autor:

Joanna Laprus-Mikulska

Data:

13.03.2007