EN

19.05.2006 Wersja do druku

Operowy debiut Lupy

Krystian Lupa jest niezwykle muzykalny. Czuje frazę ruchu, brzmienie gestu, kontrapunkt psychicznej reakcji. Krakowski reżyser wydaje się być stworzony do opery. Ale tym razem wsiadł na najbardziej narowistego konia w wielkim repertuarze i padł. Najzwyczajniej w świecie przegrał tę batalię. W Wiedniu, na wielkim festiwalu - po premierze "Czarodziejskiego fletu" w Theater an der Wien pisze Rafał Augustyn.

Dlaczego nie zaczął operowej kariery od "Don Giovanniego", skoro mógł wybrać? Idę o zakład, że mielibyśmy błyskotliwe operowe entree świetnego reżysera. Lupa jednak zaryzykował. A przecież w labiryncie "Czarodziejskiego fletu" Wolfganga Amadeusza Mozarta nic nie jest jednoznaczne, ani w muzyce, ani w tekście. Dzieło zostawione samo, bez czytelnego klucza, rozlatuje się na kawałki. Reżyser zapowiadał magiczną podróż w głąb duszy ludzkiej. Tymczasem głównym pomysłem wydaje się tu niesamodzielność bohaterów. Papageno co rusz ogląda się na kogoś (coś?) w kulisie, kapłan Sarastro i jego wysłannicy spływają na wyciągach, a na obrzeżach sceny kręci się odkryta teatralna maszyneria. Wiedeńska prasa przedstawienie zmasakrowała. Ale spokojnie, ja masakrować najnowszego dzieła Lupy nie zamierzam. Paru rzeczy będę stanowczo bronił. Zwłaszcza kolorystyki: bo szarosrebrno-czerwonych tonów Lupa używa z głową. Upomniałbym się o kilka pomniej

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Dziennik nr 25/18.05.06

Autor:

Rafał Augustyn

Data:

19.05.2006