Gdy zastanawiałem się nad sensem wystawienia "Barona cygańskiego" w Operze, wpadł mi w rękę artykuł amerykańskiego teoretyka O. Mandla, ogłaszającego ni mniej ni więcej tylko "krytykę kakofonii". Autor ten ciekawie wywodzi, że nasz wiek XX w przeciwieństwie do swoich poprzedników nie ma własnej muzyki poważnej i dlatego musi sięgać po partytury z przeszłości. O ile w swoim czasie nowatorzy tacy jak Beethoven, Wagner czy Debussy potrzebowali około dziesięciu lat, aby się spopularyzować, obecnym kompozytorom typu Webern - Stockhausen - Boulez nie wystarczy już nawet sześćdziesięciu. W przeciwieństwie także do znacznie łatwiej przyswajalnej plastyki awangardowej!. Oczywiście mowa o popularyzowaniu się nowoczesnej muzyki w kręgach szerszych niż na festiwalach typu naszej warszawskiej jesieni. Ten przydługi wstęp może przyczyni się do wytłumaczenia faktu, że Opera Poznańska zdecydowała się nawet na operetkę - okrytą zresztą listkiem figowym
Tytuł oryginalny
Operetka w operze
Źródło:
Materiał nadesłany
Ilustrowany Kurier Polski nr 1