EN

16.03.1990 Wersja do druku

Opera w oku cyklonu

Korespondencja z Luksemburga i Francji

WYDAWAŁO się, że warszawski spektakl "Kniazia Igora" nigdy nie dotrze ani do Luksemburga, ani do Roubaix, arii do Paryża. Nad Europą szalał huragan, który zwalił osiem milionów drzew. Część zespołu przeżyła piekło nad Brukselą. Burza wściekle szarpała samolotem, lądowanie było niemożliwe. Pilot godzinę krążył nad lotniskiem, zbliżał się do ziemi i podrywał maszynę w chmury, żeby uniknąć rozbicia. Porywy wichru miotały odrzutowcem Tu-134 jak piórkiem. Na pokładzie rozgrywały się sceny jak z filmowego "Portu lotniczego". Ciało mokre od zimnego potu, brak tlenu, paraliż strachu, wybuchy histerii. Obsługa biegała zataczając się jak pijana. Ledwie nadążali z rozdawaniem dodatkowych torebek, do których artyści zwracali na pół strawione śniadanie. Dobrze, że nie widziała tego publiczność Luksemburga, która nazajutrz miała przyjść do teatru, stęskniona za romantycznym nimbem otaczającym zawód artysty. Nazajutrz publiczność Wielk

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Tytuł oryginalny

Opera w oku cyklonu

Źródło:

Materiał nadesłany

Express Wieczorny nr 54

Autor:

Janusz Ekiert

Data:

16.03.1990

Realizacje repertuarowe