W repertuarze Ziemi Pomorskiej ukazała się nowa farsa, pióra Wroczyńskiego: "On i kinomanki". Trudno odmówić autorowi talentu, gdyż znajdujemy, w niej nieprzeciętny humor i dowcip. Coprawda spodziewaliśmy się nieco więcej od Wroczyńskiego, który zapowiadał się świetnie. Autor dał nam obrazek z życia "amanta filmowego", który znużony pracą szuka wypoczynku aż w zakładzie heljopatycznym profesora Łęckiego w górach. Rzecz jasna, że spoczynku wcale nie zaznaje, gdyż nieszczęście chce, że zostaje poznany przez kinomanki, które zanudzają go śmiertelnie. Naszego amanta również drażni zachowanie się opornej sekretarki, której nie imponuje uroda i wyraźnie to podkreśla. Cały szereg powikłań, dobrze pomyślanych przez autora, stwarza sceny b. wesołe. Wesołość wywołają nic tyle sceny, lecz "powiedzonka", któremi amant sypie, jak z rękawa. Że publiczność chwilami wprost zaśmiewała się, - to już nie jest zasługą autora, lecz zespoł
Tytuł oryginalny
"On i kinomanki" K. Wroczyńskiego
Źródło:
Materiał nadesłany
Dziennik Bydgoski