Schizofrenia, seks po amerykańsku, krążące nad Rosją widmo wolnej Europy - to tematy z rozpoczynającego się we wtorek olsztyńskiego festiwalu "Demoludy".
Festiwale sztuki rosyjskiej i radzieckiej do niedawna należały do codzienności. Dziś to egzotyka. Zwłaszcza że artyści byłych republik ZSRR nie przyjeżdżają już jako pupilkowie swoich rządów, ale jako krytyczni ich obserwatorzy. Nie przywożą socjalistycznych malowideł i baletnic, ale instalacje, kolaże taneczno-filmowe, wystawy prowokacyjnej fotografii politycznej. Nie spoglądają tęsknie w stronę Zachodu, ale ostro i bezkompromisowo wytykają jego konsumpcjonizm i hipokryzję. Rok temu po raz pierwszy pojawili się w Olsztynie na autorskim festiwalu tłumaczki i kuratorki Agnieszki Lubomiry Piotrowskiej "Demoludy". Nowy przegląd zastąpił festiwal teatrów plenerowych, połykaczy ognia i szczudlarzy "Na pomostach". Pierwsza edycja "Demoludów" okazała się sukcesem, zarówno dzięki gwiazdom, jak moskiewski Teatr.Doc, jak i drobnym ciekawostkom, jak dysydencki Teatr Wolny z Białorusi. W tym roku festiwal sam zaczął przypominać kosztowny drobiazg zagubio