Gdyby patrzył ktoś o bardzo wychłodzonym sercu, prawie trup, to powiedziałby tak: scena wygląda jak wnętrze trumny, czarne płótno pokrywa wszystkie ściany, obrzeża proscenium: trumienny nastrój zamknął się w pudełku. Ja, przeciwnie, mam serce gorące, zanurzam się więc spokojnie w fotel i tylko patrzę, i czekam, co z tego wyniknie. Oszczędna scenografia Urszuli Kenar wydaje się być funkcjonalną i budzi nadzieję powołania jakiejś intensywnej przestrzeni gry. Już po chwili patrzenia odnotowuję jednak słabe punkty scenograficznej wyobraźni. Na proscenium, blisko widowni, stoją po przeciwległych stronach dwie klatki z wypchanymi zwierzętami. Po lewej stronie znajduje się duża dzika kaczka, po prawej - jakieś małe zwierzątko, chyba świstak. W głębi sceny, na zakończeniu przekątnej linii biegnącej od kaczki, na podwyższeniu, stoi duży, wypchany łabędź. Dosłowność tych znaków jest odpychająca. Jeśli ich obecność miała być
Tytuł oryginalny
Ołowiany okular
Źródło:
Materiał nadesłany
Odra nr 6