EN

16.04.1996 Wersja do druku

Okruchy nadziei

Teatralny świat Samuela Bec­ketta zatrzasnął się siedem lat te­mu. Kiedy umarł ojciec i założy­ciel sztuki nazywanej "teatrem absurdu", jasne było, że następ­cy się nie pojawią, a do interpre­tacyjnego, scenicznego i filolo­gicznego kanonu niewiele już będzie można dopisać. Pytano, ile razy ze sceny padnie jeszcze zdanie, że "niewiele już zostało do zrobienia", zanim zadziała nieuchronna entropia i Becketta pochłoną czarne dziury teatral­nej amnezji. Nic podobnego się jeszcze nie stało. Więcej, w dziewięćdzie­siątą rocznicę urodzin Beckett na scenie Teatru Dramatycznego - za sprawą dokonanej przez Antoniego Liberę inscenizacji "Czekając na Godota" - do­wiódł, że tkwią w jego drama­tach bakcyle długowieczności. Nawracać nihilistę? Od czasu prapremiery "Czeka­jąc na Godota" w 1953 r. szuka­no u Becketta śladów realizmu, wojennych reminiscencji, totalnej krytyki kultury, której reputacja poszła z dymem krematoriów. Odbijać się

Zaloguj się i czytaj dalej za darmo

Zalogowani użytkownicy mają nieograniczony dostęp do wszystkich artykułów na e-teatrze.

Nie masz jeszcze konta? Zarejestruj się.

Źródło:

Materiał nadesłany

Życie Warszawy nr 90

Autor:

Paweł Goźliński

Data:

16.04.1996

Realizacje repertuarowe