Marka Walczewskiego nie widziałem na scenie od czterech lat, kiedy zagrał w Dramatycznym szalonego króla Jerzego III ze sztuki Alana Bennetta. Do dziś dźwięczy mi w uszach ten niesamowity bełkot, którym król porozumiewał się ze światem. Spektakl, niestety, poza rolą Walczewskiego był słaby i padł. Teatr o nim zapomniał Od tego czasu jeden z najciekawszych aktorów swojego pokolenia nie istniał w Warszawie. Pojawił się natomiast w telewizji, gdzie zagrał w pierwszym polskim sitcomie, czyli serialu komediowym z nagranym śmiechem, pod tytułem "13 posterunek". Rozumiem Marka Walczewskiego. Teatr o nim zapomniał, przyjął więc propozycję z telewizji. Żadna rola. nawet skretyniałego alkoholika z wadą wzroku, nie hańbi. Problem w tym. że widok Walczewskiego, potykającego się o meble w "13 posterunku", tak mi zapadł pod czaszką, że oglądając go pierwszy raz po czterech latach na scenie, nie mogę uciec od porównań. Zwłaszcza że w sz
Źródło:
Materiał nadesłany
Gazeta Wyborcza