Powieść "Mały bies" Fiodora Sołoguba wywarła na mnie duże wrażenie prawie dwadzieścia lat temu, gdy ukazała się po raz pierwszy w polskim tłumaczeniu. Obecnie, po odkryciu sztuk Erdmana, umieściłbym Sołoguba gdzieś między Gogolem, a właśnie autorem "Samobójcy". Napisany w pierwszej dekadzie naszego stulecia "Mały bies" przyniósł niezwykle zjadliwy i oskarżycielski obraz rosyjskiej rzeczywistości. W telewizyjnej adaptacji udało się zachować to, co stanowi o sile powieści: studium jednostkowego obłędu bohatera jest częścią, a zarazem symbolem - jeśli (rzec tak można - generalnej paranoi systemu. Niskie instynkty, wszechobecny strach, obłuda, donosicielstwo, brutalność i chamstwo w stosunkach międzyludzkich charakteryzują rzeczywistość, przed której brzydotą i absurdem chce się uciec - choćby w obłęd. W powieści - i w przedstawieniu - nie ma postaci czystych. W mniejszym lub większym stopniu wszyscy zostali splug
Tytuł oryginalny
Obłęd po rosyjsku
Źródło:
Materiał nadesłany
Życie Warszawy nr 229